Blog > Komentarze do wpisu
Pif-PfaffDlaczego mam tak wielką słabość do Bundesligi? A jak można się nią nie zachwycać, gdy jej naturalne cechy, jak waleczność, wiara do końca, poświęcenie i niezwykłe tempo zamieniają rzeczy oczywiste w nieprzewidywalne, pełne napięcia rozstrzygnięcia. Nie ma drugiej takiej ligi, po prostu nie ma! Dzisiaj o jednym z takich zdarzeń. Sezon 1985/86, na trzy kolejki przed końcem sytuacja w tabeli dość napięta. Po porażce w Leverkusen właściwie odpada z walki o tytuł Borussia Mönchengladbach (przegrana zresztą dość niespodziewana po fatalnej grze w bramce internacjonała Erika Thorstvedt; jego postawa w bramce to duże rozczarowanie, grając dziewięciokrotnie w ostatnich dwunastu spotkaniach sezonu Borussia wygrywa tylko dwukrotnie; to stanowczo za mało by zagarnąć dla siebie trofeum). Werder właśnie poległa w Krefeld z rewelacyjnie spisującą się ostatnimi miesiącami drużyną Uerdingen niesioną entuzjazmem najbardziej niezwykłej wiktorii w historii piłki nożnej. Skrzętnie z tego korzysta Bayern i po rozstrzelaniu drużyny z Dortmundu zbliża się na dwa punkty do lidera.
W 32 partii rozgrywek Werder znowu traci punkty! Tym razem zaledwie remisuje u siebie z Borussią M'gladnach po fantastycznych zawodach wspomnianego Thorstvedta – właśnie zagrał swoje najlepsze zawody w krótkiej, ledwo dwunastomeczowej karierze z Bundeslidze. Ba! Trafia do jedenastki kolejki, jedyny raz! Ale Bayern marnuje swoją wielką szansę zaledwie remisując u siebie z... Leverkusen (jak widać drużyna ta miała wyjątkową słabość do doprowadzania do szału faworytów).
W przedostatniej kolejce dochodzi do superszlagieru. Na Weserstadion lider gra z wiceliderem! Od pierwszego gwizdka sędziego Volkera Rotha, który rozbrzmiał o 20:00 Werder rusza do zdecydowanych ataków. Szturmują bezlitośnie bramkę Bayernu i tylko niewiarygodne interwencje legendarnego Jean-Marie Pfaffa utrzymują Bawarczyków na powierzchni marzeń o mistrzostwie. Desperacja gości w grze na czas przerasta nawet determinację i zaangażowanie gospodarzy (sposób w jaki Pfaff z Augenthalerem zabierali się za wykonywanie kolejnej „piątki”, i to od pierwszych minut spotkania, powinno przejść do historii futbolu!). W pierwszej połowie Bayern przeprowadza jedną (!) kontrę, ale jakże groźną (Wohlfrath trafia w słupek!). Belgijski bramkarz świetnie broni bombę Ottena, czy szansę Meiera. Swoje okazje ma super-strzelec Neubarth. Po rogu Bruno Pezzey ładuje bombę pod poprzeczkę i znowu Pfaff! Druga połowa zaczyna się od kolejnych, pełnych pasji ataków Werderu. Neubarth z pięciu metrów nie potrafi pokonać doskonałego Pfaffa! Chwilę później ten sam zawodnik uderza głową, znowu z pięciu metrów i znowu górą Belg. Gorączkę pod bramką gości kończy okazja Meiera. Sytuacja doskonała, ale w pozycji sam na sam przegrywa rywalizację. Pfaff bronił swej bramki, jak lwica małych. Po około godzinie gry Bayern odważniej przechodzi do ataku. Ma nawet okazje, ponownie Wohlfarth bliski szczęścia i to dwukrotnie. Na swoją szansę doczekał się również M. Rummenige ale trafił tylko w głowę Pezzeya. Teraz to Werder w odwrocie. Matthäus nie jest wstanie pokonać Burdenskiego z wolnego gdzieś z 17 metrów. W 77 minucie świetnie grającego Meiera zmienia wracający po kontuzji Rudi Völler. I znowu to gospodarze przejmują inicjatywę! 87 minuta, Völler w starciu w polu karnym z Lerbym; próbuje przerzucić piłkę nad nim, ta trafia Duńczyka gdzieś między ramię a głowę, ale sędzia bez wahania wskazuje na wapno. Jedenastka dla Werderu! 128 sekund trwają kłótnie, dyskusje przepychanki; asystent trenera Bayernu Udo Lattka, Egon Cordes wykopuje piłkę w trybuny. Czeka już na nią specjalista od karnych, Michael Kutzop. Wcześniej w sezonie trafił siedem na siedem, a wliczając grę w Offenbacher Kickers nie pomylił się od 22 karnych! Zawodnicy gości próbują go wyprowadzić z równowagi. Wreszcie może rozstrzygnąć losy mistrzostwa. Jeśli trafi, a Werder utrzyma prowadzenie, przypieczętuje tytuł.
Mecz kończy się remisem*.
Przed ostatnią serią meczy Werder wciąż miał dwa punkty przewagi, ale już wtedy gorszy bilans bramkowy. Rozstrzygnięcie miało zapaś w Stuttgarcie, ale tam zdemoralizowana, pozbawiona wiary i sił drużyna Rehhagela poległa 1:2. Tym razem Bayern bezwzględnie skonsumował potknięcie rywala. 6:0 z Borussią M'gladbach załatwiło sprawę. Bayern ponownie zdobył tytuł! Drugi raz z rzędu i 9 w historii.
I tak kilka lat profesjonalnej kariery, tytuł mistrzowski z 1988 roku zredukowano do tej jednej nieszczęsnej sytuacji. Nikt by pewnie dzisiaj nie wspominał Kutzopa**; w ten nieszczęśliwy sposób zapisał się jednak w historii. Ale w drużynie nikt nie miał do niego pretensji, przynajmniej otwarcie tego nie wygłaszał. Początkowo miewał nawet koszmary! Wspomina, że miotał się po łóżku, pocił, majaczył. W pokoju mieszkał z Bruno Pezzeyem, który budził go słowami To tylko sen. Otto Rehhagel odegrał ważną rolę w cementowaniu zespołu. Nie tylko zadeklarował pełne zaufanie dla zawodnika zapewniając, że dalej będzie wykonywał rzuty karne, ale w trakcie posezonowego turnee luźną atmosferą pozwolił zapomnieć o całym zdarzeniu (miał np. w formie żartu podrzeć kontrakt Kutzopa;)). Zapomnieć nie pozwolili fani obu drużyn; ironiczne gratulacje ze strony kibiców Bayernu i groźby sympatyków Werderu zmusiły Kutzopa do zmiany numeru telefonu... Po latach temat tej jedenastki stał się ulubionym bon motem Rudiego Völlera. Gdy tylko w pobliżu znajduje się Kutzop łapie pierwszą z brzegu osobę i mówi na głos: Wygrałem w futbolu wszystko, co tylko możliwe, za wyjątkiem mistrzostwa Niemiec. I to przez tego człowieka!***
niedziela, 15 sierpnia 2010, marll80
|
|